sobota, 12 lutego 2011

Ide na wojne...z warzywami.

Autor: susie.q o 00:37
Kochanie, jest pozno w nocy i choc lapie mnie juz po malu zmeczenie, to jednak w glowie duzo mysli. I choc mam nadzieje, bo taki mial byc ten post, ze wyjdzie mi on wesoly i pozytywny, to jakos tak jest mi teraz smutno.

Jak wiesz Twoj przyjazd zbliza sie duzymi krokami, co strasznie mnie cieszy i daje sily kazdego dnia. Wreszcie nasza upragniona i tak dlugo wyczekiwana codziennosc!!! Mam nadzieje, ze szybko uda nam sie zalatwic wreszcie tylko nasze lokum, nasze cztery katy, choc i tak wiem ze juz wczesniej zaznamy smaku bycia razem, tak na wyciagniecie reki. Bedziemy sie budzic co rano kolo sobie i tak samo tez zasypiac. Nasze marzenie stanie sie byc realne, namacalne i bedzie mialo smak naszych ust.

Ja tez, juz wiesz, poczyniam male, malusinske przygotowania na Twoje wprowadzenie sie w postaci segregacji moich rzeczy. A ze mi sie tego troche uzbieralo przez ostatnie dwa lata, wiec teraz trzeba bedzie poukladac na nowo i przede wszystkim pozbyc sie starych, dawno juz nieuzywanych rzeczy typu "kiedys sie przyda". Tym samym robiac Ci miejsce dla Twoich Groszkowych rzeczy :) W srode zaczelam od ubran. To co znalazlam w trakcie przebiorczej pracy, czasem doprowadzalo mnie do duzego usmiechu(jak naprzyklad pewna koszula nocna a la"ponetna noc"), czesto z niedowierzeniem krecilam glowa "ze ja to jeszcze mam i trzymam???", konczac na rzeczach "ach to byly czasy". Suma sumara 3 worki poszly w rece Trzeciego Swiata, jeden wyladowal w koszu na smieci a Zuzia spokojnie odzyskala znow duzo wolnego miejsca. :)

Wczoraj wieczorem stajac w pracy i myslac o tym i tamtym, coraz czesciej przychodzil do mnie widok, pewnych spodni, ktore znalazlam podczas mojej akcji. Zwykle, czarne, z lekkim kantem, takie jak lubie. Rozmiar... nie pytajcie :) Ale powiem ze zaczyna sie na 3 a konczy na 8, wiec pare rozmiarow mniej niz moj obecny stan. Spodnie zostaly, wyladowaly w szufladzie. Moze ktos powie, ze jestem naiwana, bo od 3 lat juz tak wisza w mojej garderobie, czakajac na lepsze czasy, a te czasy cos jakos nie nadchodza. Moze. Moze jednak ten naiwny glos w mojej osobie ma racje, ktory mowi, ze te czasy jednak nadejda, a smak satysfakcji bedzie tym wiekszy. Bo byl duzy kiedy kupowalam te spodnie, pamietam tamta przebieralnie, pamietam tamten dzien i ten dosc mily widok w lustrze.

Kochanie, wracajac do poczatku mojego nocnego posta. Tak wiem i masz z tym zupelna racje, jestem okropnym leniem, slomianym zapalencem i jutrzarzem. I niestety tak juz od 27 lat. I wiem, ze bardzo czesto staram sie to zmieniac, z lepszym i gorszym efektem i wiem, ze musze nad tym pracowac. I wiem tez, ze zrobilo mi sie dzisiaj smutno, bo troche trafilas mnie w moja Piete Achillesa jaka niezaprzeczalnie jest moja tusza. Pamietam jak na poczatku naszej znajomosci a pozniej juz zwiazku, jeszcze przed naszym pierwszym spotkaniem na zywo, moje najwieksze obawy niewatpliwie dotyczyly tematu mojej wagi. Pamietam, ze wrecz czasem doprowadzalam moja dziewczyne do "lekkiego" okurwienia, zaczynajac juz tylko zdanie slowami: Pan Brzuch. Bo prawda jest taka, ze balam sie choc teraz juz wiem, ze komletnie bezpodstawnie i glupio, jak zareaguje Kamila na moja osobe, juz nie mowiac na moja naga osobe. Obawy byly tym wieksze, ze przeczytalam chyba z tysiac "madrych poradnikow", gdzie zawsze bylo napisane: facet w seksie nie zwraca uwagi na detale(czytaj czy masz cellulitis?), bo dla niego liczy sie calosc, to kobieta zwraca uwage na drobne szczegoly. Bullszit!!! Ale to wiem oczywiscie dopiero teraz. :) I wiem tez, ze to Kamila zaakceptowala i pokochala moj brzuch takim jakim jest, uczac mnie tez tego samego.

Jednak prawda tez jest taka, ze czas pozegnac to co jest teraz, a i moja dziewczyna zasluguje na ladna dziewczyne u swojego boku. Obiecalam jej to rowniez, ale bardziej chce to zrobic dla niej. No i dla siebie. Bo choc dosc dobrze(jak na razie) radze sobie z akceptacja mojego tlusciochowego ja, to jednak wiem, ze nie bedzie to trwac wiecznie. Wszem i wobec drodzy panstwo, drogie panie i moj najukochanszy Groszku, wczoraj stojac tak w pracy, miedzy jednym a drugim klientem, miedzy jednym a drugim obrazem moich czarnych spodni stwierdzilam dosc, juz teraz oficjalnie, wiec i bez fuszerki i dni slabosci jak do tej pory bylo, przechodze na diete. Witajcie wiec znow moje warzywa gotowane, moje suche, ciemne chlebki i hektolitry wody, zegnajcie czekolado, jedzeniu w nocy i tysiacu innych zgubnych nawykow. Kochanie jestem Ci to winna i chce to dla nas zrobic. Wiem, ze moze czasem bede tylko marudna i jeszcze czesciej bede sikac, ale kazdy cel uswieca srodki.

Kochanie, na koniec bo juz naprawde pozno, nie zapominaj o tym tylko prosze, ze jestes NAJCUDOWNIEJSZA osoba na swiecie, bo to Ty zobaczylas moje piekno, pokazalas mi je, pokochalas, i przede wszystkim nauczylas co znaczy widziec naprawde a nie oczami prozniaka jakim bylam do tej pory. KOCHAM CIE BARDZO i nie wiem juz naprawde co znaczy zycie bez Ciebie.

KOCHAM CIE :*:*:*:*:*

Do jutra.
Twoja Rz.:*

2 komentarze:

Uszko :* on 12 lutego 2011 13:26 pisze...

Przepraszam :* Czasem sobie tylko myślę jak by to było zobaczyć Cię taką jak kiedyś gdy jeszcze się nie znałyśmy. Wiesz, że kocham Cię taką jaką jesteś i nie mam zamiaru od Ciebie niczego żądać. A tym bardziej katowania się jakimś ciemnym chlebem fujjjjjj. Tak tak Kochanie dzisiaj robię dla Ciebie pierogi. A to co wczoraj Ci powiedziałam miało na celu uświadomienia Ci, że obiecujesz pewne rzeczy a ich nie spełniasz. Pamiętaj czasem lepiej nie mówić nic bo puste obietnice bolą.

Uszko :* on 12 lutego 2011 13:26 pisze...

I jeszcze jedno...
Pamiętaj ....
zawsze ...
KOCHAM CIĘ :*

Prześlij komentarz

About Me

 

Groszek z Rzeżuszką czyli co w szafie piszczy Copyright © 2011 Design by Ipietoon Blogger Template | web hosting